top of page

Duchowość chomika czy apostoła?

Mieczysław Guzewicz

Zaktualizowano: 1 dzień temu

„Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem” (Mt 3, 11).

Żyjemy religią Jana Chrzciciela, nie Jezusa. Przyjmujemy chrzest wodą, zatrzymujemy się na obrzędach, pozostałe sakramenty przyjmujemy powierzchownie, tylko w warstwie zewnętrznej, koncentrując się na znakach widzialnych, bez otwarcia na łaskę niewidzialną. Z tego powodu nasza religijność jest raczej zewnętrzna, obrzędowa, bez wchodzenia w głąb, bez przyjmowania łaski i owocowania.


Religijność Jezusowa to przyjęcie chrztu Duchem Świętym i ogniem. Obrzędy uzdalniają nas do przyjęcia mocy Ducha, do życia nią, wykorzystywania. Związany z tym chrzest ogniem to rozpalanie gorliwości, odczucie pragnienia głoszenia, działania, świadczenia, ewangelizacji, czynienia uczniów.


Każdy z nas ochrzczonych jest do tego uzdolniony, predysponowany, potrzebne jest tylko głębsze uświadomienie sobie tej prawdy i rozpoczęcie współpracy z Duchem Świętym. Efekty mogą być niewyobrażalne. Przed wniebowstąpieniem Jezus powiedział: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19).  Powyższy cytat jest tłumaczeniem z Biblii Tysiąclecia. W oryginalnym tekście greckim jest nieco inaczej: „Poszedłszy więc uczyńcie uczniami wszystkie narody, zanurzając je w imię Ojca i Syna i świętego Ducha”. Kluczowe jest tu greckie słowo mathēteusate, które oznacza nie tyle nauczanie, głoszenie, ale właśnie czynienie uczniami.

Polecenie to skierowane jest do wszystkich ochrzczonych, niezależnie od wieku, stanu, poziomu wykształcenia. Musimy zrozumieć, że na mocy chrztu wszyscy  jesteśmy uzdolnieni, ale  i zobowiązani do ewangelizacji, czynienia uczniów. Duch Święty będzie w tej misji mocno wspierał, ale i przymnażał efektów, należy tylko zrozumieć i zacząć działać.


Zatrzymajmy się na moment na przyjmowaniu sakramentów w warstwie zewnętrznej. Nawet, jak modlimy się o moc i o ogień i coś otrzymujemy, to zostawiamy to dla siebie, przechowujemy w sobie, zasklepiamy jak pszczoły miód w plastrze. Często mamy jakieś odczucie komfortu, że żyjemy wiarą, czujemy Bożą obecność w sercu, ale jest to często tylko w obrębie własnej osoby. Dziesiątki lat tak funkcjonujemy, przyjmujemy Komunię, uczestniczymy w nabożeństwach, przeżywamy różne rekolekcje, odmawiamy Różaniec, Koronkę, nowenny, Litanie, czytamy pobożne książki, słuchamy mądrych ludzi, formujemy się we wspólnotach i wszelkie duchowe owoce takich praktyk chomikujemy, magazynujemy. Często zasobność tych naszych duchowych spiżarni jest całkiem spora. Nie rzadko z takim wypełnionym po brzegi magazynem, schodzimy z tego świata. I co wówczas? Nie wiem, ale może być źle.


Myślę, że mniej sił i czasu powinniśmy poświęcać na gromadzenie, konsumowanie, odkładanie na półki, chomikowanie, a więcej na czynienie uczniów, ewangelizację. Jeśli uruchomimy, aktywujemy w sobie taką funkcję Bóg będzie dawał siły, wiedzę, zdolności. (Aktywuj tę funkcję!) Naprawdę Jemu tysiąckroć bardziej zależy na dobru każdego człowieka, na zbawieniu wszystkich, na przyprowadzeniu do owczarni zagubionych owiec. Chce się nami posługiwać i czeka na naszą decyzję, na zadeklarowanie, na zapisanie się do Jego Armii. Ta Boża Armia ma wiele formacji (różnorodności służb) i każdy dla siebie znajdzie odpowiednie miejsce, rolę, funkcję, zakres zadań. Trzeba się tylko dać zaciągnąć, zwerbować i nie ma tu limitu wiekowego, nie trzeba przechodzić testu sprawnościowego.

Prawie całe duszpasterstwo nastawione jest na karmienie, podawanie strawy duchowej spragnionym tych potraw, głodnym chomikom, spragnionym pisklętom szeroko otwierającym dzioby.


Robimy to w parafiach raczej dobrze, pomaga w tym zasobna sieć internetowa, a lud Boży  przymnaża zgromadzonych w spiżarniach „produktów duchowych”. Wszyscy są zadowoleni. Duszpasterze, że całkiem pożywne kęski podają, wierni, że mogą się nasycić do woli i ciągle jakoś to się kręci. Ale jest to rzeczywistość zamknięta w bańce, równoległa, funkcjonująca obok świata realnego, w którym przebiega życie bez Boga, bez wartości. W przestrzeni kościelnej jest nam wszystkim dobrze. Duszpasterze karmią, parafianie przyjmują strawę i mijają lata, dekady. Dobrze się odizolowaliśmy, mamy niezłe pola ochronne. Ale żyjemy obok.


Jezusowi zależy na nas, na naszej duchowości, ale także zależy mu na tych wszystkich, którzy są w tamtej równoległej przestrzeni. Do nich także przyszedł, za nich też umarł na Krzyżu i do nich chce nas posyłać. Jeśli mamy wdrażać  „opcję Benedykta”[1] to w tym celu, aby mieć oazę, stację ładowania akumulatorów, odczuwalną i wzmacniającą moc wspólnoty, źródło wody żywej, źródło miłości, dostęp do Chleba Eucharystycznego. Ale po odzyskaniu sił trzeba iść, wnikać w otaczającą nas rzeczywistość, w przestrzeń zewnętrzną, iść odważnie do świata, posłuszni słowom Mistrza: „Idźcie na cały świat…”. Nie chodzi o przewędrowanie do kolejnego klasztoru, do innej oazy, do następnej stacji ładowania. Trzeba iść do świata, do naszych najbliższych, do sąsiadów, współpracowników, osób pogubionych, parafian umierających duchowo. Wielu z  nich nie czuje jeszcze potrzeby, aby przyjść do źródła, ale my mamy iść do nich z pełnymi bukłakami, mamy podawać kropelki, łyki, kęski.


Tak to musi wyglądać w odniesieniu do całej misji Kościoła, do biskupów, prezbiterów, zakonników, ale też do każdego z nas pojedynczo, którzy mamy jeszcze więź z Jezusem, trwamy z Nim w komunii.

Biskupi i kapłani mają za zadanie umacnianie braci w wierze, dbanie o wzmacnianie sił, zasobność toreb podróżnych. Mają też umacniać merytorycznie, natomiast uformowani apostołowie, czyli wszyscy świeccy, mają iść w świat, do świata i z kolejnych osób czynić uczniów.


Celem wszystkich działań duszpasterskich ma być w pierwszej kolejności czynienie uczniami wszystkich trwających w jedności z Kościołem, z Jezusem, wszystkich, których mamy w zasięgu oddziaływania, uczestniczących w liturgii, przychodzących do kościoła, angażujących się w życie Parafii. Wszelkie trudy, nauczania, rekolekcje, działalność grup parafialnych, różnorakie wydarzenia ewangelizacyjne muszą być ukierunkowane na formowanie misjonarzy. Drugim celem działań duszpasterskich, misji Parafii, głównym sensem jej istnienia, ma być czynienie uczniami tych, którzy jeszcze nie weszli w bezpośrednie oddziaływanie Parafii lub zerwali z nią kontakt. 

Ewangelizacja tych posyłanych nie zawsze musi być realizowana słownie. Święty Franciszek powiedział, że  „Trzeba z całą mocą głosić Ewangelię, a kiedy jest to konieczne używać słów”.


Niezbędne jest intensywne szkolenie ewangelizatorów, ale punktem wyjścia musi być rozumienie istoty ewangelizacji, misyjności. Może w tym kontekście potrzebny jest naturalny przesiew w Kościele, oddzielenie uczniów od „chomików”. Oczywiście trzeba dbać o tych drugich, nie wypędzać ich, ale cały nacisk kłaść na formowanie misjonarzy, na uświadomienie misji Kościoła, misyjności Parafii.


Bez wątpienia we wspólnotach parafialnych będą potrzebni modlący się, pewnego rodzaju „zakon kontemplacyjny”, ale konieczne jest uświadomienie, że odczuwający głęboką potrzebę modlitw, intensywnego życia duchowego, jako główny cel swoich praktyk modlitewno – ascetycznych, muszą przyjąć wzmacnianie tych, którzy idą i głoszą, a więc wszystkich pozostałych z Parafii. Najpierw trzeba o to poprosić chorych, cierpiących, mało sprawnych ruchowo. Trzeba ich „zagospodarować” systemowo, zrobić listę, przygotować materiały, podzielić zadania, przydzielić do obmodlenia konkretne go działania duszpasterskiego. To może być jedna z najważniejszych grup w Parafii. Trzeba wyznaczyć odpowiedzialnych za taką grupę, za tę część wspólnoty, armii.


Jestem głęboko przekonany, że mamy wielki potencjał, ogromne możliwości do zagospodarowania, niezliczoną liczbę wspaniałych ludzi. Mamy też wielkie dziedzictwo w postaci polskich świętych i błogosławionych. Skarbem naszego Kościoła jest pobożność ludowa, przywiązanie do wspaniałych nabożeństw i tradycji. Ale bez wątpienia największym darem, nie zasłużonym, ale ofiarowanym bezwarunkowo, jest Maryja, wielki kult maryjny, pokorna i szczera miłości do Niej dużej części Polaków.


Nie mam wątpliwości, że przebrniemy przez ten trudny czas, przez wyraźnie dostrzegalny „zakręt cywilizacyjny”[2], ale niezbędne jest wielkie nasze zaangażowanie. Nie mówmy, że Bóg sobie z tym poradzi. Nie poradzi sobie bez ciebie i beze mnie.

Pamiętajmy, że zbliża się wielki jubileusz odkupienia, rok 2033, w który możemy wejść odnowieni, po wielkiej renowacji, którą jesteśmy w stanie przeprowadzić z ogromnym powodzeniem.


[1] Rod Dreher w książce zatytułowanej „Opcja Benedykta” (Kraków 2018) wskazuje, że rozwiązaniem na czas neopogaństwa jest tworzenie silnych wspólnot, dobrze uformowanych, mogących iść do świata i przemieniać go, jak to czynili w średniowieczu ojcowie benedyktyni.


[2] Książka ks. prof. Roberta Skrzypczaka „Nadchodzą barbarzyńcy”, Karków 2024 r.

 
 
 

Comments


Duszpasterski
ruch
świeckich

Regulamin

Polityka prywatności

©2025 by DRuŚ

bottom of page